niedziela, 4 czerwca 2017

Doppietta siadła, Potrójna Korona już nie..


Choć nie piszę tu już notek o meczach od dawna, to nie oznacza, że ich nie oglądam. Wystarczyło trochę odpuścić sobie studia albo zabierać ze sobą laptopa na wykłady i tam cichaczem oglądać mecze. Oglądać było kiedy i jak, ale czasu i weny na napisanie chociaż kilku zdań tutaj już nie bardzo. Może od kolejnego sezonu się uda. 

Jak widać powyżej, odświeżyłam trochę zdjęcie na górze. W końcu wypadało..

Ogółem - sezon 2016/2017 udany dla drużyny, jak dla mnie, tak w 80%. W pozostałą część włączam kontuzje no i wczorajszą tragedię, czyli przegrany w Cardiff finał Ligi Mistrzów przeciwko Realowi Madryt. 

Na stronie Juventusu brak zdjęć z finału, to znalezione gdzieś
w necie. Mandżukić strzelający fenomenalnego gola. Po nim 
wszyscy sąsiedzi z pewnością mnie słyszeli. 



Stara Dama po tragicznej drugiej połowie przegrała najważniejszy mecz w sezonie aż 4:1. Jedynego gola strzelił właśnie osobnik powyżej. Pierwszą połowę mieli fantastyczną, grali tak pięknie, że przy stanie 1:1 wierzyłam mocno, że chwilę później strzelą jeszcze 2 gole i uszaty puchar będzie ich.. Za drugą połowę nie wyszli z szatni. Zero gry, zero pomysłu na cokolwiek. Kopanie się po czole, brak gry do przodu i ładowania przeciwnikowi kontr za kontrą. Prowokacje, czerwona kartka Cuadrado (Ramos jeszcze leży i aktorzy czy już przestał pajacować?).. po prostu tragedia.
Jedyna dwójka, której w ogóle się cokolwiek chciało do końca meczu i było to widać, to właśnie Mandżukić i Sandro. Reszta zagrała na tak okropnym poziomie, że Legia grała w fazie grupowej lepiej od nich. Buffon wczoraj jak nie on, gdzie się wczoraj podział nas Super Man? Defensywne BBC tak samo.. Pomoc praktycznie nie istniała, Higuain oprócz asysty niewidoczny, Dybala jeszcze coś, ale też nie najlepiej. 
Drugi finał w przeciągu 3 lat i znowu przegrany. Kocham ich cholernie, ale wczoraj byłam zawiedziona. Wkurzałam się na tej drugiej połowie, a na koniec ryczałam jak bóbr tak jak nasi kibica na trybunach i po końcowym gwizdku trzepnęłam pilotem, wyłączyłam telewizor i poszłam się załamywać dalej. Najgorszy mecz od dawna.. Miała być Potrójna Korona, niestety wyszło dno i tona mułu.





Jeśli chodzi o Serie A - nie narzekam. Fajnie pograli nie licząc kilku wtop, Mandżukić po zmianie pozycji robił fenomenalne rzeczy bez mrugnięcia okiem, Alves bardziej się zaaklimatyzował. Pjaca i Rugani do momentu kontuzji grali na prawdę fajnie. Rincon też można powiedzieć, że wpasował się w drużynę. 38 meczy - 29 wygranych, 5 przegranych, 4 zremisowane dały 91 punktów na koniec no i tydzień temu podnieśli puchar za Mistrzostwo Włoch, już szóste z rzędu. Okrągłe sześć przypadło Buffonowi, Barzagliemu, Bonucciemu, Chielliniemu, Marchisio i Lichtsteinerowi.





Puchar Włoch - panowie postarali się i podnieśli go trzeci rok z rzędu. Dali sobie radę z każdym kolejnym rywalem. Mimo tego, że bardzo nie przepadam za Neto, to chłopak postarał się w tych rozgrywkach i całkiem dobrze bronił bramki Juve. Dobrze, że zarówno tu jak i w lidze udało im się zdobyć puchar.






Patrząc codziennie jak i po wczorajszym, ciężkim dla każdego kibica Juve meczu, na mój tatuaż związany z nimi - nie ważne co się stanie i co zrobią - uwielbiam ich i będę z nimi. To już miłość na całe życie. Oni wyciągnęli mnie z pewnej sytuacji w życiu, dali mi siłę do życia. 
Siódmy przegrany finał Ligi Mistrzów, ale 35 Scudetto i jak dobrze pamiętam, 11 wygrana w Coppa Italia. Są sukcesy na dwóch frontach, szkoda tego ostatniego, no ale taka jest piłka. Kiedyś się wam panowie w końcu uda! Fino alla fine forza Juventus!



Udanego wolnego wszystkim, o ile ktoś to czyta. A ja tymczasem czekam na sobotę i wyjazd na mecz Polska vs Rumunia. W końcu uda mi się zobaczyć naszych na żywo.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz