niedziela, 15 maja 2016

Juventus vs Sampdoria




Witam wszystkich po jakże pięknym meczu w wykonaniu Juventusu. Wybaczcie, że tak późno, ale poniosła mnie radość i musiałam się ogarnąć.

Nie chcę przedłużać, bo specjalną notkę mam już w sumie przygotowaną, ale znajdzie się tu ona już, czy dopiero, po ostatnim meczu jakim będzie finał Coppa Italia. W tym momencie chcę powiedzieć tylko to, że był to wspaniały mecz, chłopaki pokazali na co ich stać, i że Puchar trafia w odpowiednie ręce. Piękne zakończenie sezonu, w dobrym stylu. Dali z siebie wszystko. Walka o tegoroczne Scudetto była inna niż dotychczas i to sprawiło, że zdobycie Mistrzostwa Włoch stało się jeszcze piękniejsze i wzruszające.
Wbrew pozorom nie był to mecz jednego gola i bronienia się, a mecz pełen walki i ataku. Tak powinien wyglądać każdy mecz, z jaką przychodzi im się zderzyć. Te nowe, choć nie zbyt piękne, stroje chyba dodały im jakiejś mocy.

Gifów z goli jak narazie brak, na dniach je dorzucę.. o ile znajdę. Póki co zdjęcia jaki kiedyś. No i mam nadzieję, że z ułożonej w głowie fajnej notki nie wyjdzie mi jakaś kamieni kupa.



Skład:



Pierwsza połowa.


Bardzo dynamiczna i mi osobiście bardzo się podobała. Od samego początku chłopaki dawali z siebie wszystko i pokazywali, że to ich stadion i to oni tutaj dyktują wszystko. Nawet wejście w mecz zaliczyli bardzo przyzwoite.
Już w 6 minucie padł rzut wolny dla Bianconerich. Do wykonania stałego fragmentu gry zgłosił się Dybala, dośrodkował w kierunku dalszego słupka, a tam niedaleko bramki znalazł się EVRA, wyskoczył, oddał strzał głową i gooooooooool! La Juve gol! 1:0!



Przewaga w wykonaniu gospodarzy była bardzo widoczna. Nie zostawiali miejsca graczom Sampdorii, rzadko kiedy pozwalali im dojść do piłki.
Niecałe 10 minut później po otrzymaniu piłki mając niemalże sytuację sam na sam, na bramkę ruszył Mandżukić. Będąc już w polu karnym i prawie oddając strzał został ostro sfaulowany przez rywala, a sędzia widząc całe zajście ukarał zawodnika czerwoną kartką, a Juventusowi podyktował rzut karny.    
Myślałam, że do jedenastki podejdzie sam poszkodowany, jednak katem okazał się tu DYBALA. Ustawił piłkę, po gwizdku sędziego pewnie uderzył na bramkę i gooooooooool! La Juve gol! La Joya! 2:0!



W tym momencie nie jedna osoba doszła do wniosku, że jest po meczu, koniec goli i teraz będzie już tylko bronienie się. Nic bardziej mylnego. Owszem, było trochę ataku pozycyjnego, jednak nie była to gra w miejscu tylko do przodu. A to chciało się oglądać i to bardzo. Do tego nie obyło się bez żółtek, a pierwsze z nich zarobił Chiellini.    
Było też trochę strzałów mających nazwę "strzelę, może trafię", jednak były one tak piękne, że chyba jestem w stanie to wybaczyć. Kilka takich oddał Dybala i Pogba. Swoich sił po jednej z prób Dybali próbował Lichtsteiner, jednak wtedy piłka zaliczyła spotkanie ze słupkiem. Ale fakt, było blisko zdobycia kolejnego gola. Jednak trzeba przyznać, że problemy sprawiał im też bramkarz Sampdorii.
W tym meczu potrafili też wyjść z niejedną kontrą, co zawsze tak cieszy moje oczy, że chcę więcej i więcej, zaś 37 minuta przyniosła kolejny cios dla rywali.
Podczas ataku któryś z naszych chłopaków posłał ze środka kapitalne podanie do DYBALI, ten obrócił się z piłką, pobiegł kawałek w stronę bramki gości, po czym oddał strzał i gooooooooool! La Juve gol! La Joya! 3:0!



Do końca tej połowy Sampdoria została zamknięta na własnej połowie przez Juventus, a jeden z tych strzałów o których wspomniałam wcześniej, oddał Pogba po czym piłka otarła się o poprzeczkę. Jakby to wpadło, to byłby to gol kolejki jak nie miesiąca.




Druga połowa.


Minimalnie słabsza od tej pierwszej, ale również pełna emocji. Potracili trochę piłkę i dobrze się tego nie oglądało, jednakże później już się ogarnęli i grali do końca jak trzeba.
Już na początku Chiellini, który dorobił się już liczby czterystu meczy w barwach Juve mógł sobie sprawić prezent, jednak swoim strzałem trafił nie w bramkę, a w.. bramkarza. Pogba też próbował swoich sił, jednak dzisiaj to nie był jego dzień, jeśli chodzi o gole. Lichtsteiner też pokusił się o strzał, ale lepiej nie mówić, jak było to słabe.
W dalszym ciągu Stara Dama zaganiała Sampdorię na ich połowę i usiłowała ustrzelić kolejne gole. Nie powiem, by goście nie mieli swoich momentów i nie zagrażali bramce Neto, bo zdarzyło się im to, jednakże gospodarze mieli się na baczności i w efekcie, wszystko kończyło się fiaskiem.
Nie obyło się też bez zmian. Najpierw boisko opuścił Pereyra a w jego miejsce wszedł Sturaro. Następnie zszedł Dybala, a zastąpił go Morata. ---><---
No i Sturaro tak samo jak niedawno, zarobił na dzień dobry żółtko. Oj Stefano..    
Następnie tempo gry nam trochę spadło, jednakże przy takim wyniku raczej nikt by się nie martwił, że nagle drużynie przeciwnej przytrafi się cud i nastrzelają goli.
O ostatnią zmianę pokusił się też Allegri i z murawą pożegnał się Mandżukić, a zastąpił go Zaza. ---><---
Kilka minut później ci, którzy obstawiali wysoką wygraną naszych chłopaków, zarobili na kuponach. Doszło do rzutu rożnego, a po dośrodkowaniu piłka została wybita przez jednego z rywali. Jednak na granicy pola karnego do piłki dopadł CHIELLINI, oddał piękny strzał, którym pokonał golkipera gości i gooooooooool! La Juve gol! King Kong! 4:0!



Tu też Sampdoria się chyba zirytowała, bo usiłowali bardzo mocno pokonać Neto, jednak ten dzisiaj nie oddał łatwo skóry i za każdym razem był w dobrym miejscu. Plus dla niego.
Jak okazało się w 84 minucie, to nie był jeszcze koniec. Doszło do kolejnego już w tym spotkaniu rzutu rożnego. Dośrodkowanie trafiło na głowę Moraty, który strzelił w ziemię, lecz do lecącej w kozioł piłki dostawił nogę BONUCCI i gooooooooool! La Juve gol! Bonny! 5:0!



Po ostatnich minutach walki arbiter główny spotkania nie pokusił się o dorzucenie kolejnych minut i zakończył to spotkanie.
Juventus wygrał ostatni ligowy mecz 5:0, tym samym pokonując w piękny sposób Sampdorię.




Kilkanaście minut po meczu nastąpiła ceremonia wręczenia Mistrzom Włoch ich Pucharu. Cała uroczystość była jak na moje oko dobrze zrobiona i ogarnięta. Oglądanie ich szczęśliwych czyni mnie szczęśliwą i nie wiem kto się cieszył z tego Pucharu bardziej: ja czy oni. Na hymnie prawie się popłakałam, jestem z nich tak zadowolona i dumna, że nie ma słów, które to wyrażą.






WE MADE HI5TORY!




A jeśli oceniać, to: wszyscy świetnie, nie mam większych zastrzeżeń do któregoś z chłopaków. Zostawili w tym meczu siebie na boisku, odwalili kawał dobrej roboty.



 

Dobranoc!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz